poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rzeczy pierwsze*

Pierwszy grudnia... pierwszy dzień Adwentu... pierwszy śnieg...
Wszystko jest takie pierwsze. Białe i nieskazitelne.

... no dobra, śnieg nie jest pierwszy ;) Pierwszy był w październiku.
A wyglądał tak, pamiętacie?















* Wszelkie podobieństwo do tytułu powieści Huberta Klimko-Dobrzanieckiego jest zamierzone, aczkolwiek na płaszczyźnie tytułu podobieństwa się kończą.

niedziela, 25 listopada 2012

Nie mam czasu...!

Albo przynajmniej ciągle mam takie wrażenie, że czasu jest za mało i ciągle na wszystko go brak. Gdyby tak czas był z gumy i można by go rozciągać w nieskończoność... wtedy z pewnością...

marnotrawilibyśmy go więcej!

Czasu jest dokładnie tyle, ile jest. Na jego ilość nie mamy żadnego wpływu. Możemy jedynie w pewnym zakresie decydować o tym czasie, który jest nam dany - co z nim zrobimy, jak go wykorzystamy.

Moje dzisiejsze refleksje na temat czasu niespodziewanie wzbogaciła lektura książki Neila Postmana "Zabawić się na śmierć" (doprecyzuję: to wzbogacenie wątku czasu było niespodziewane, lektura była jak najbardziej zaplanowana).

"(...) zaczęliśmy lekceważyć słońce i pory roku, ponieważ w świecie stworzonym przez sekundy i minuty autorytet natury doznał uszczerbku. (...) Wieczność przestała służyć jako miara ludzkich przypadków (...), nieubłagane tykanie zegara przyczyniło się do osłabienia boskiej supremacji w większym stopniu niż wszystkie rozprawy napisane przez filozofów oświecenia (...). Zegar wprowadził nową formę rozmowy człowieka z Bogiem, w której Bóg wydaje się przegrany"

Przeczytawszy ten fragment doszłam do wniosku, że nie można poddawać się zbyt łatwo i zdecydowałam się podjąć nierówną walkę z zegarem. Po ostatnich mgłach i szarościach nastał w końcu cudny, słoneczny dzień, postanowiłam zatem dobrze go wykorzystać. Udało mi się wygospodarować kilka godzin i uciec do najbliższego ucieczkowego miejsca...

Tak było dzisiaj w Tyńcu



























czwartek, 25 października 2012

Zupełnie nie dlatego, że zbliża się 31 października...

... kupiłam dynię.

Dynia to bardzo sympatycznie wyglądające warzywo, kolorystyką idealnie wpasowujące się w jesienny krajobraz. Należy dodać, że w ostatnich kilku tygodniach ten jesienny krajobraz został przez dynie opanowany bez reszty. Ostentacyjnie, wręcz natarczywie, zdobią otaczającą przestrzeń, od restauracyjnych wnętrz i zewnętrz, po stragany osiedlowych warzywniaków...

Na fali tego dyniowego szaleństwa zapragnęłam sama troszeczkę poeksperymentować. W tym celu udałam się wpierw do jednego ze wspomnianych wyżej warzywniaków w poszukiwaniu surowca. Surowiec był, i to w obfitości. Jedynym problemem okazały się gabaryty poszczególnych egzemplarzy, tak więc koniec końców wróciłam do domu z ćwiartką (!) dyni o wadze oscylującej wokół 2 kg. To najmniejszy kawałek, który można było dostać...

Zdeterminowana by podjąć dyniowe eksperymenty, postanowiłam się nie poddawać. W efekcie mam teraz w lodówce całkiem spory garnek, całkiem niezłej - moim skromnym zdaniem - zupy dyniowej. Chętnych zapraszam na degustację. Oferta ważna do wyczerpania zapasów ;)



Przepis na zupę-krem z dyni

dynia (surowiec podstawowy) - jeśli uda wam się kupić mniejszy kawałek, to nie koniecznie muszą to być całe 2 kg ;)

A poza tym...

oliwa
1 cebula
1 marchewka
1 pietruszka
kawałek selera
1 ziemniak
1 mała puszka mleczka kokosowego (lub 1/2 standardowej puszki)

Przyprawy

kurkuma
czarny pieprz
mieszanka curry
świeży imbir
chili
czosnek


Fazy produkcji

1. Cebulę drobno pokroić i poddusić na oliwie, już na początku dodając kurkumę i czarny pieprz

2. Dodać pokrojoną włoszczyznę, zalać odrobiną wody, dusić...

3. Podczas, gdy warzywa duszą się / są duszone, podjąć nierówną walkę z dynią, obierając ją ze skórki, drążąc pestki oraz krojąc na rozsądnej wielkości kawałki (nie mierzyłam linijką, więc proszę nie pytać, co to znaczy "rozsądna wielkość" - kawałki powinny zmieścić się w garnku, a całość powinna poddawać się  mieszaniu) -> Uwaga! Proces obróbki dyni jest zdecydowanie bardziej czaso- i enegrochłonny, niż można z początku przypuszczać.

4. Do podduszonych warzyw dorzucić dynię oraz pokrojonego w kostkę ziemniaka

5. Zalać wodą, posolić, zagotować i pozostawić w stanie lekkiego bulgotania do czasu, aż dynia zmięknie. W między czasie dodać przyprawy, pokrojony imbir i czosnek oraz mleczko kokosowe

7. Osiągnąwszy stan ugotowania (oceniany stopniem miękkości poszczególnych składników w garnku) zmiksować

8. Spożyć ;)

* Całość można uatrakcyjnić wizualnie i smakowo, posypując zupę przed podaniem prażonymi pestkami dyni.

No to jak, ktoś nabrał ochoty na degustację? ;)

sobota, 13 października 2012

Powitanie jesieni

A jesień jest piękna tego roku... Rozpieszcza nas ciepłem, słoneczną pogodą i feerią barw. W taką jesień nie można, choćby na chwilę, nie uciec z miasta i nie porozkoszować się, choćby przez krótki moment, tym, co natura ma dla nas w zanadrzu.

Dwa pierwsze weekendy tej jesieni upłynęły pod znakiem eksplorowania zaniedbanej ostatnimi czasy przeze mnie Jury i kilku malowniczych podkrakowskich dolinek. Poniżej krótki fotoreportaż z owych eksploracji :)

Nie mogę przy okazji nie dodać, że dwie pierwsze dolinki zostały sforsowane z wykorzystaniem roweru, a o wycieczce i zdjęciach przypomniałam sobie dziś, przy okazji usuwaniu z tegoż roweru resztek jurajskiego błota... ;)


Dolina Będkowska 








Brandysówka w Dolinie Będkowskiej
prawdopodobnie najbliżej położone od Krakowa schronisko turystyczne ;)







Dolina Kobylańska








Dolina Mnikowska









Rezerwat Zimny Dół