sobota, 16 sierpnia 2014

Wyjdź na górę, a zostaną ci dane dwie tablice

Skrzętla-Rojówka, wschodnie rubieże Beskidu Wyspowego. Do niedawna nie miałam pojęcia o istnieniu tego miejsca - choć żyłam przy tym w przekonaniu, że dość dobrze znam Beskid Wyspowy ;) Ale o szczegółach innym razem...

Skrzętla-Rojówka, kaplica Matki Bożej Częstochowskiej pod Babią Górą (728 m n.p.m.) - nie mylić z Babią Górą. Przypominam, jesteśmy w Beskidzie Wyspowym, a nie Żywieckim.


No i moja "księga wyjścia" - dwie tablice, źródło przemyśleń i inspiracji sprzed kilku dni.



piątek, 23 maja 2014

Krytyczna refleksja nad ideą demokracji

Na dziś sentencja do rozważenia, polecana szczególnie w przededniu wyborczego weekendu.

Więcej pożytku byłoby, gdyby na studia były wybory,
a do władz egzaminy.


Źródłem sentencji jest nieoceniona kopalnia mądrości wszelakich:
http://wegrzyniak.com/po-godzinach/minirefleksje
Polecam!

... i zmykam w góry ;)

PS. Do zestawu ingrediencji dodałam dziś kategorię "sznurki" - czyli linki do ciekawych miejsc z Internecie, które moim skromnym zdaniem są warte polecenia :)

sobota, 17 maja 2014

Ładne kwiatki!

To będzie drugi post z serii "na szczęście na zdjęciach nie przekwitają" ;)

Kwiecień na Pogórzu Dynowskim













poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Krakusy na krokusy

Trochę się boję jechać do Krosna, nie opublikowawszy wcześniej pewnych zdjęć... ;) A zatem, nim zrobi się za późno i w ostatniej chwili braknie czasu, wracam do trzeciej dekady marca, kiedy to w towarzystwie dwóch Ann... Anien? ;) wyruszyłam na krokusowe łowy.

Żeby nie było niedomówień, wspomniane Anny krakusami nie są ;) To była małopolska wyprawa w wyjątkowo podkarpackim gronie.

Mam nieodparte wrażenie, że owego dnia co najmniej połowa mieszkańców miasta usytuowanego wokół Wawelu ruszyła na podbój Zakopanego - co szczególnie dotkliwie odczułyśmy w drodze powrotnej, próbując zdobyć w Nowym Targu nie-koniecznie-siedzące miejsce w środku lokomocji zmierzającym do Krakowa.

Podejrzewam także, że co najmniej połowa tej połowy popędziła owczym - niekoniecznie słusznym, nawet jak na podhalańskie warunki - pędem w kierunku Doliny Chochołowskiej. Był wszakże sezon na krokusy.

I podczas kiedy ~ 20 km na południowy zachód, w Dolinie Chochołowskiej, tworzyły się korki turystów i nie było widać gór spoza ludzi (tak oceniam sytuację z perspektywy swoich 158 cm ;), my weszłyśmy na Turbacz przez znaczną część dnia nie napotykając żywej duszy, kulminacji ruchu turystycznego doświadczając dopiero w okolicach szczytu.

Jak to się stało? Otóż pisząca do Was te słowa krzywo spojrzała na mapę, pomyliła Długą Polanę z Długą Halą, która to pomyłka wyszła na jaw dopiero w drodze do Łopusznej (która, w przypadku nie zaistnienia pomyłki, powinna być drogą do Kowańca). Wypadkową opisanych powyżej okoliczności okazała się wędrówka na Turbacz z Łopusznej niebieskim szlakiem.

Tak, krokusów było tam zdecydowanie więcej niż ludzi ;)















Na szczęście na zdjęciach nie przekwitają ;)

Zanim będzie na dobre po świętach

Nie bójmy się cierpienia innych ludzi (Kasia).

Żal, współczucie - to za mało jak na spotkanie ze Zmartwychwstałym (Kami).

Garść refleksji okołoświątecznych błąka się po mojej głowie tego wieczoru, który niepostrzeżenie stał się nocą. Do nich dołączają te dzisiejsze i "odwczorajsze".

Od wczorajszego wieczoru bowiem, przez cały dzisiejszy dzień szukałam Atmosfery i Miejsca, które byłyby adekwatne, które pomogłyby Dobrze Przeżyć. Znalazłam je jednak nie tam, gdzie zmierzali wszyscy, aby być razem i przeżywać wspólnie. Znalazłam je w zaciszu własnego domu, kiedy udało się już wszystko ogarnąć, sprzątnąć, wyłączyć...

Dokądkolwiek zmierzam, to, czego szukałam, znajduję w Ciszy (ja).


* Pod linkiem jest pieśń na dziś, jak to ostatnio często bywa, nie chciała się zamieścić w innej formie.

środa, 9 kwietnia 2014

Zima, której nie było

Zanim kilka słów o wiośnie, która jest, wpierw krótka dokumentacja zdjęciowa zimy AD 2013/2014 - zimy, której nie było.

Grudzień 2013, Lanckorona








Styczeń 2014, Kraków


Luty 2014, Kraków-Tyniec





1 marca 2014, Gorce - w drodze na Maciejową


2 marca 2014, Beskid Wyspowy - na szczycie Lubonia Wielkiego
(1 022 m n.p.m.)


Zaplanowane jesienią zimowe eksplorowanie tatrzańskich dolinek ze względów atmosferycznych przełożono na kolejny sezon (oby!) zimowy.

Z tego miejsca bardzo serdecznie pozdrawiam mAnnę oraz wszystkich pozostałych, którzy czekają na krokusy. Krokusy będą, cierpliwości... ;)

PS. Sztuka budowania napięcia to chyba moja specjalność, nieprawdaż? ;P

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Nie jestem panem swojego czasu...

Są takie chwile w życiu, kiedy refleksje nad (upływającym - niestety!) czasem przychodzą do człowieka w sposób szczególny (szczególnie natrętny). Do mnie wspomniane chwile przyczepiły się (doprawdy niespodziewanie...) w ostatnich dniach, ciągnąc za sobą nieubłagane bilanse, podsumowania, a także (a jakże!) dalekosiężne plany.

Wśród planów znalazł się i ten, który zakładał próbę ogarnięcia chaosu i okiełznania nieuporządkowanej codzienności, było w nim nawet kilka praktycznych rozwiązań do (w miarę) natychmiastowej implementacji.

Przykłady? Proszę bardzo: będę chodzić spać dziś, a nie jutro (mam tu na myśli odpływanie w krainę snu przed godziną zmiany daty).

Rezultat? W tygodniu następującym po podjęciu postanowienia dwa razy udałam się na główny dobowy spoczynek (który trudno określić sensu stricto nocnym) ok. godziny 3 (w nocy / nad ranem - jak kto woli).

Wnioski, konkluzje, przemyślenia?

Nie jestem panem swojego czasu... Nawet jeśli próbuję go okiełznać w sposób zdecydowany i nie znoszący sprzeciwu, i tak nic z tego nie wychodzi. Zawsze pojawi się ktoś (lub coś) na tyle istotny (lub istotne), kto (lub co) sprawi, że największe postanowienia trzeba będzie "przygiąć" do ram rzeczywistości.

Nie jestem panem swojego czasu - wszelako dobrze się składa, że jest nim Ktoś Inny, kto jest większy i mocniejszy ode mnie (Mk 1,7) i kto zmienia moje plany na lepsze. No bo na jakiej podstawie mogłabym się upierać, że to, co sama sobie zaplanowałam, miałoby większą wartość od tego, co faktycznie się wydarzyło?

Takie to właśnie refleksje snułam, oddając się jednej z ulubionych kuchennych czynności, tzn. zmywaniu naczyń. W radiu Irena Santor śpiewała...

"(...) w wieku trzydziestu lat,
czyli na krok przed starością"

... a ja postanowiłam, że niezwłocznie podzielę się z Wami głębią moich przemyśleń (póki jeszcze jestem o krok przed starością!) i że w ogóle będę częściej publikować to i owo na blogu.

Ale to było jakieś dwa tygodnie temu... ;)


W radiu Irena Santor śpiewała...

"(...) w wieku trzydziestu lat,
czyli na krok przed starością"

... i nic nie pomogły tłumaczenia W., który akurat zadzwonił w zupełnie innej sprawie, ale był zmuszony wysłuchać...

No więc nic nie pomogły jego tłumaczenia o metaforycznej wymowie tekstu.

Ja tam swoje wiem, wszak wiem niemal wszystko o życiu ;)

Pozdrawiam
Kobieta Trzydziestoletnia +
;>

PS. Powzięłam heroiczne postanowienie - będę częściej do Was pisać ;)

piątek, 14 lutego 2014

Do Warszawy od Krakowa... ;)

Czasem dobrze sobie zrobić jakieś noworoczne postanowienie ;) Tym razem wśród moich znalazło się i takie, które - dość przewrotnie - zamiast doniosłych zmian na bliżej nieokreślone lepsze, winno wprowadzić w moje życie trochę drobnego szaleństwa.

Drobne szaleństwo to - na mocy ukutej na tę okoliczność definicji - czyn z pozoru błahy, o znikomej doniosłości, dla przeciętnego człowieka, znajdującego się w analogicznej sytuacji, łatwo dostępny; działanie o chybotliwej proweniencji, oparte o niegdysiejsze, zadawnione plany, wzmocnione nagłymi impulsami i niespodziewanymi zwrotami akcji; podjęte z nagła, w sposób spontaniczny; źródło dobrych emocji  i pozytywnych przeżyć; (czasami) brzemienne w skutki.


Pierwszym drobnym szaleństwem A.D. 2014 był jednodniowy wyskok do Warszawy. Wszakże, jak wiadomo...


Tezy o powszechnej, praktycznie nieograniczonej dostępności jednodniowych wyskoków z Krakowa do Warszawy mam nadzieję nie muszę specjalnie popierać argumentami. Nad zadawnionymi planami rozwodzić się nie będę. Dodam natomiast, że nagłym impulsem była wiadomość od Katarzyny K. o jej planowanym w mieście stołecznym koncercie. Dodatkowym wzmocnieniem była piosenka zasłyszana w radiu w przeddzień wyjazdu. Jej tekst połączył się w mojej świadomości bardzo ściśle z osobą Katarzyny... ;)


Dobrych emocji i pozytywnych przeżyć nie zabrakło - zarówno na fantastycznym koncercie jak i podczas późniejszego spotkania po latach.

***
Post czeka w fazie edycji mniej więcej od połowy stycznia (zawsze znajdzie się coś pilniejszego niż blog). Tym razem postanowiłam nie przedłużać sprawy o kolejny tydzień, bo drobne szaleństwa powoli ustawiają się w kolejce... ;)

A zatem możecie być pewni, że ciąg dalszy nastąpi. Zanim jednak to się stanie, na dobranoc kilka zdjęć z Warszawy - spacer ogarnął swoim zasięgiem przestrzeń między dworcem Warszawa Wschodnia a Parkiem Skaryszewskim. Jeśli chodzi o aurę, było to wyjątkowo czarno-biały dzień...