poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Nie jestem panem swojego czasu...

Są takie chwile w życiu, kiedy refleksje nad (upływającym - niestety!) czasem przychodzą do człowieka w sposób szczególny (szczególnie natrętny). Do mnie wspomniane chwile przyczepiły się (doprawdy niespodziewanie...) w ostatnich dniach, ciągnąc za sobą nieubłagane bilanse, podsumowania, a także (a jakże!) dalekosiężne plany.

Wśród planów znalazł się i ten, który zakładał próbę ogarnięcia chaosu i okiełznania nieuporządkowanej codzienności, było w nim nawet kilka praktycznych rozwiązań do (w miarę) natychmiastowej implementacji.

Przykłady? Proszę bardzo: będę chodzić spać dziś, a nie jutro (mam tu na myśli odpływanie w krainę snu przed godziną zmiany daty).

Rezultat? W tygodniu następującym po podjęciu postanowienia dwa razy udałam się na główny dobowy spoczynek (który trudno określić sensu stricto nocnym) ok. godziny 3 (w nocy / nad ranem - jak kto woli).

Wnioski, konkluzje, przemyślenia?

Nie jestem panem swojego czasu... Nawet jeśli próbuję go okiełznać w sposób zdecydowany i nie znoszący sprzeciwu, i tak nic z tego nie wychodzi. Zawsze pojawi się ktoś (lub coś) na tyle istotny (lub istotne), kto (lub co) sprawi, że największe postanowienia trzeba będzie "przygiąć" do ram rzeczywistości.

Nie jestem panem swojego czasu - wszelako dobrze się składa, że jest nim Ktoś Inny, kto jest większy i mocniejszy ode mnie (Mk 1,7) i kto zmienia moje plany na lepsze. No bo na jakiej podstawie mogłabym się upierać, że to, co sama sobie zaplanowałam, miałoby większą wartość od tego, co faktycznie się wydarzyło?

Takie to właśnie refleksje snułam, oddając się jednej z ulubionych kuchennych czynności, tzn. zmywaniu naczyń. W radiu Irena Santor śpiewała...

"(...) w wieku trzydziestu lat,
czyli na krok przed starością"

... a ja postanowiłam, że niezwłocznie podzielę się z Wami głębią moich przemyśleń (póki jeszcze jestem o krok przed starością!) i że w ogóle będę częściej publikować to i owo na blogu.

Ale to było jakieś dwa tygodnie temu... ;)


W radiu Irena Santor śpiewała...

"(...) w wieku trzydziestu lat,
czyli na krok przed starością"

... i nic nie pomogły tłumaczenia W., który akurat zadzwonił w zupełnie innej sprawie, ale był zmuszony wysłuchać...

No więc nic nie pomogły jego tłumaczenia o metaforycznej wymowie tekstu.

Ja tam swoje wiem, wszak wiem niemal wszystko o życiu ;)

Pozdrawiam
Kobieta Trzydziestoletnia +
;>

PS. Powzięłam heroiczne postanowienie - będę częściej do Was pisać ;)

2 komentarze:

  1. Teraz to już z górki, skrzypiące kolana, siwe włosy, skleroza itp. :) To może czem prędzej nadrób zaległości blogowe, póki jeszcze nie musisz zazywac specyfików z ginko, hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga, może i z górki, ale w górki jeszcze ciągle mi się chce, więc chyba póki co nie jest najgorzej... ;)

      Prawdą jest jednakże, że i kolana skrzypią, i skleroza czasem dopada. Za to jeśli chodzi o włosy mam dobre geny - w naszej rodzinie nie ma zwyczaju siwienia przed sześćdziesiątką ;))

      Usuń