Albo przynajmniej ciągle mam takie wrażenie, że czasu jest za mało i ciągle na wszystko go brak. Gdyby tak czas był z gumy i można by go rozciągać w nieskończoność... wtedy z pewnością...
marnotrawilibyśmy go więcej!
Czasu jest dokładnie tyle, ile jest. Na jego ilość nie mamy żadnego wpływu. Możemy jedynie w pewnym zakresie decydować o tym czasie, który jest nam dany - co z nim zrobimy, jak go wykorzystamy.
Moje dzisiejsze refleksje na temat czasu niespodziewanie wzbogaciła lektura książki Neila Postmana "Zabawić się na śmierć" (doprecyzuję: to wzbogacenie wątku czasu było niespodziewane, lektura była jak najbardziej zaplanowana).
"(...) zaczęliśmy lekceważyć słońce i pory roku, ponieważ w świecie stworzonym przez sekundy i minuty autorytet natury doznał uszczerbku. (...) Wieczność przestała służyć jako miara ludzkich przypadków (...), nieubłagane tykanie zegara przyczyniło się do osłabienia boskiej supremacji w większym stopniu niż wszystkie rozprawy napisane przez filozofów oświecenia (...). Zegar wprowadził nową formę rozmowy człowieka z Bogiem, w której Bóg wydaje się przegrany"
Przeczytawszy ten fragment doszłam do wniosku, że nie można poddawać się zbyt łatwo i zdecydowałam się podjąć nierówną walkę z zegarem. Po ostatnich mgłach i szarościach nastał w końcu cudny, słoneczny dzień, postanowiłam zatem dobrze go wykorzystać. Udało mi się wygospodarować kilka godzin i uciec do najbliższego ucieczkowego miejsca...
Tak było dzisiaj w Tyńcu