czwartek, 28 marca 2013

Post na koniec postu

Są takie dni, które najlepiej przeżywać w ciszy - bez nadmiaru słów, w zadumie i skupieniu. Dni takie jak te, wobec których właśnie stajemy... Chciałam coś do Was napisać przed zbliżającymi się świętami, ale stanęłam w pokorze wobec zmęczenia i pustki w głowie.

Pozwólcie zatem, że wypełnię kawałek przestrzeni Waszej ciszy kilkoma pieśniami z płyty "Płaczcie anieli" Joanny Słowińskiej. Myślę, że w tym przedświatecznym zabieganiu znacznie lepiej niż ja sama wyrażą to, czym chciałabym się podzielić.


Joanna Słowińska w repertuarze tradycyjnym...


... i autorskim.


A gdyby Wam było mało Pani Joanny, to tutaj znajdziecie cały koncert pieśni pasyjnych i wielkanocnych w jej wykonaniu: http://www.polskieradio.pl/8/688/Artykul/576383.

Dobrego świętowania!

niedziela, 17 marca 2013

O takiej zimie marzyłam

Przyszła niespodziewanie, w połowie marca, kiedy już wszystkim wydawało się, że mamy ją za sobą. Byłam jedną z nielicznych osób (jeśli nie jedyną), która wciąż czuła pewien niedosyt zimowych doznań.

Brakowało mi słońca i lekkiego mrozu obficie przyprószonych śniegiem. Tak się szczęśliwie złożyło, że dostałam w prezencie to, za czym tęskniłam i obawiałam się, że będę tęsknić co najmniej do grudnia ;)


Wczoraj na Leskowcu

 

Start w Targoszowie.
Żywię graniczące z pewnością przekonanie, że w tej miejscowości w najbliższych dniach autobus nikomu nie ucieknie ;)


Zaczęliśmy wędrówkę żółtym szlakiem przez rozległą polanę, napawając się widokami i delektując kontrastem nieskazitelnej bieli śniegu z lazurowym błękitem nieba.



 W kierunku zachodnim i południowym nad horyzontem gromadziły się chmury...




... przez które jednak niestrudzenie przebijało się rozgrzewające marcowe słońce...


 ... rysując na śniegu cudowne zimowe obrazy.


Choć trudno było przestać robić zdjęcia, udało nam się jednak zmobilizować i wyruszyć w dalszą wędrówkę.


Las...


... i słońce nie szczędziły nam fotograficznych inspiracji ;)


Zachwycały też detale, które przyroda chowała dla nas w zanadrzu, w zaciszu świerkowych igieł.


Nie chcę mówić ile lodowatych kropel niespodziewanie wpadło mi za kołnierz kiedy robiłam te zdjęcia...


... ale przyznacie chyba sami, że efekt był wart nie takiego poświęcenia ;)


Następną zachwycającą widokami polanę napotkaliśmy pod szczytem Gancarza.


Cel wędrówki był jednak ciągle kawałek przed nami.


Prowadziła do niego droga przez las...


... która niespodziewanie, z przetartej przez pojedyncze osoby ścieżki, zmieniła się niemalże w autostradę ;)


... prawdziwą highway to heaven ;)


Bezkres nieba, słońce i cudowna, nieskazitelna biel. Nie zagaduję już więcej. Zostawiam Was sam na sam z tym widokiem :)







Szczyt także, choć nie bez żalu, trzeba było w końcu opuścić.


 Zainteresowani mogli po drodze zboczyć - czarnym na Jagódki (!) ;)


Ale uwaga, rosną tam żarłoczne drzewa ;)


Dlatego też my skierowaliśmy się jednak prosto do schroniska...


... gdzie wśród istot żywych napotkaliśmy też i takie :)


Gdy wychodziliśmy w drogę powrotną słońce chyliło się już ku zachodowi. Zachody najlepiej kontempluje się w ciszy, tak więc znów na jakiś czas zamilknę...










Na koniec zwrócę tylko Waszą uwagę na szczyt Babiej Góry, która z rana kryła się za chmurami, za to wieczorem zaprezentowała się w pełnej krasie...


... oraz na pewną osobliwość, która spotkała nas w drodze powrotnej.

Otóż w sobotę, na żółtym szlaku w kierunku Targoszowa pojawił się dziwny stwór. Udało mi się uchwycić go na zdjęciach.


Trochę przypominał kosmitę, był jednak na tyle lekki, że udało mu się zawisnąć na cieniutkiej gałązce nie łamiąc jej.


Stwór wykazał się zaczepną naturą...


... udało się jednak skutecznie odeprzeć jego atak i szczęśliwie wrócić do domu :)


Trzymajcie się ciepło!