sobota, 31 sierpnia 2013

Zapowiedzi

Niewiele wyszło z mojego ostatniego odgrażania się, że zasypię Was nowościami. Tak to się zwykle dzieje, kiedy plany są za dobre i jest ich zbyt dużo ;) Nieoceniona mądrość ludowa podpowiada wszakże, że lepiej późno niż... później ;)

A zatem...

Chciałam poczęstować Was opowieścią o pewnym Miejscu na końcu świata, ale kiedy zaczęłam sobie wszystko po kolei układać w głowie, zrobił się z tego niezły tasiemiec. Jako że nie życzymy sobie tutaj obecności pasożytów, postanowiłam podzielić rzecz na dwoje i dziś uraczyć Was jedynie zapowiedzią - źródłem inspiracji - która poprzedzi właściwą historię.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu (tak ze trzy...?) w Kinie Wrzos w Krakowie, podczas Przeglądu Filmów... Beskidzkich? Karpackich? Jakoś tak... Na przegląd wyciągnęła mnie Kami i po wsze czasy pozostanę jej za to wdzięczna :) Gdyby nie to jedno popołudnie spędzone w sali kinowej, być może do tej pory nie wiedziałabym o istnieniu tego końca świata, który nazywa się Nowica.



Po obejrzeniu filmu W Nowicy na końcu świata, którego fragment powyżej, powzięłam mocne postanowienie poznania tego miejsca drogą autopsji. Ponieważ jednak powyższy fragment  nie obejmuje jednego, a przy tym dość istotnego dla całej historii wątku, czuję się zobowiązana przywołać kolejny przykład.

* Ponieważ wstawianie przykładów odmawia współpracy, podaję link

Idea Spotkań Teatralnych na końcu świata zrobiła na mnie wrażenie wystarczająco duże, aby podjąć kolejne mocne postanowienie i wybrać się do Nowicy podczas trwania tej imprezy. W pewnym sensie pomysł ten udało się zrealizować już w zeszłym roku.


Maj 2012

Razem z Kasią i Kamilą, która - pośrednio, chcąc nie chcąc - została spiritus movens tego wyjazdu, wybrałyśmy się z Krosna w drogę...


... przez pola...


... i pagórki (na drugim i trzecim planie ;)


Ponieważ w drodze należy robić przerwy, nie omieszkałyśmy zatrzymać się na dłuższą chwilę w Nowym Żmigrodzie - urokliwym miasteczku u stóp Beskidu Niskiego.


Nie można oprzeć się wrażeniu, że czas rządzi się tutaj innymi prawami, a miasteczku udało się zachować klimat, który zapewne niebawem trzeba będzie uznać za bezpowrotnie miniony.






Z Nowego Żmigrodu wybrałyśmy się na Pielgrzymkę.

Cerkiew w miejscowości (!) Pielgrzymka :)
Pielgrzymka była ostatnią miejscowością na naszej trasie, położoną na terenie województwa podkarpackiego (a wspominam o tym fakcie nie bez przyczyny). W Pielgrzymce - co widać na załączonym obrazku - znajduje się urokliwa drewniana cerkiew, wpisana - czego tutaj nie widać - na Szlak Architektury Drewnianej.

Żałując niezmiernie, że nie udało nam się zajrzeć do wnętrza świątyni, wyruszyłyśmy dalej, niepostrzeżenie przekraczając granice Małopolski. Kilkanaście kilometrów dalej czekała na nas Męcina Wielka, kolejna cerkiew na Szlaku Architektury Drewnianej...

Cerkiew w Męcinie Wielkiej
...i niespodzianka!  

Obiekty położone na małopolskim odcinku Szlaku Architektury Drewnianej są w sezonie tzw. turystycznym udostępniane zwiedzającym. Można zajrzeć do środka! :)

Wnętrze cerkwi w Męcinie Wielkiej
To odkrycie sprawiło, że nasze turystyczne plany uległy lekkiej modyfikacji.

Ponieważ za Męciną Wielką była Ropica Górna...

Cerkiew w Ropicy Górnej
... za Ropicą Górną Skwirtne...

Cerkiew w Skwirtnem
... a za Skwirtnem jeszcze Kwiatoń...

Wnętrze cerkwi w Kwiatoniu
... no i przecież trzeba było coś zjeść (najlepiej w regionalnej karczmie - polecam!)...

Na terenie Stadniny Koni Huculskich w Regietowie - tuż obok wejścia do karczmy ;)
... do Nowicy udało nam się dotrzeć...

Kaplica we wsi Nowica
... na 18! W sam raz, aby przyjrzeć się uważnie dość niekonwencjonalnej jak na sakralne wnętrze wystawie...



... zrobić małe rozeznanie w terenie...

Sarepta - budynek Bractwa Młodzieży Grekokatolickiej w Nowicy - jeden z punktów na festiwalowej mapie
Niegdyś szkoła w Nowicy - obecnie festiwalowy obiekt numer 2
... oraz obejrzeć jeden film...


... którego dwa kawałki, jakie udało mi się znaleźć, zamieszczam w charakterze uzupełnienia przydługiego wywodu ;)


W gronie widzów znalazło się sporo osób bezpośrednio związanych z miejscami, o których mowa w filmie, i z tragicznymi wydarzeniami, które rozegrały się tam po drugiej wojnie światowej. Dlatego też zobaczenie tego filmu właśnie tam i w takich, a nie innych okolicznościach, było niezwykle poruszającym doświadczeniem.

Nie ważne, że coś się zepsuło i nie udało się podczas projekcji uruchomić polskich napisów (udało się natomiast uruchomić ukraińskie ;) - emocjonalna siła obrazu i towarzysząca jego odbiorowi atmosfera wystarczyły, aby zrozumieć to, co najważniejsze.

Jakoś tak niefortunnie się natomiast złożyło, że nie udało nam się wówczas obejrzeć żadnego spektaklu, co - zważywszy na teatralny charakter całej imprezy - musiało pozostawić lekki niedosyt. No cóż, trochę za późno dotarłyśmy na miejsce... ;)

Co począć, operację trzeba było powtórzyć za rok ;)

c.d.n.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Powroty

Dawno mnie nie było. To znaczy nie było mnie tutaj. W ostatnich tygodniach moje życie zmieniło całkowicie swój rytm, zagrało nową, tak bardzo niespodziewaną melodię.

Ta nowa melodia na co dzień jest znacznie spokojniejsza i bardziej refleksyjna. Czasami smutna, pozostawia jednak z nadzieją miejsce dla niewybrzmiałego, które nadejdzie i będzie Dobre - mocno w to wierzę.

Ta nowa melodia to także nieprzewidywalne staccato pomiędzy trzema miejscami, z których każde nazywam Domem - na pierwszy rzut oka pełne jednostajnych powtórzeń, przerywane jednak szybkimi i nagłymi zwrotami.

Jakiś czas temu zajrzałam (wróciłam?) na 24 godziny do mojego krakowskiego Domu. Spodziewałam się zwiększonej ilości kurzu (słusznie), ale niczego szczególnego poza tym (niesłusznie). Z pewnością nie spodziewałam się świeżej szarlotki na stole ;) Dzięki Iwonko!

Szarlotka :) Dobrego wieczoru - Iwona
Wspomnienie tej szarlotki, a także rozmowy, która poprzedziła jej pojawienie się na moim stole, ostatnio wracają do mnie często. Pierwsze nieodzownie wywołuje uśmiech :), drugie natomiast działa motywująco.

Kilka tygodni temu opowiadałam Iwonie historię jednego z Domów. Do tej pory brzmi w moich uszach jej entuzjastyczny głos - pełen zadziwienia, ale także pewności "Co za Historia! Takie historie trzeba opowiadać!"

Trzeba. Brakuje mi tego opowiadania historii, dlatego wracam do Was z całym bagażem ostatnich tygodni, aby dzielić się tym, co dzieje się na co dzień i co jest Dobre. Bo wszystko może być Dobre, czasami tylko trochę trudniejsze niżby się wcześniej oczekiwało.

PS. Iwonko, dzięki za motywację - pewnie nawet nie wiesz, że Tobie ją zawdzięczam. No i za szarlotkę... ;)