Brakowało mi słońca i lekkiego mrozu obficie przyprószonych śniegiem. Tak się szczęśliwie złożyło, że dostałam w prezencie to, za czym tęskniłam i obawiałam się, że będę tęsknić co najmniej do grudnia ;)
Wczoraj na Leskowcu
Start w Targoszowie.
Żywię graniczące z pewnością przekonanie, że w tej miejscowości w najbliższych dniach autobus nikomu nie ucieknie ;)Zaczęliśmy wędrówkę żółtym szlakiem przez rozległą polanę, napawając się widokami i delektując kontrastem nieskazitelnej bieli śniegu z lazurowym błękitem nieba.
W kierunku zachodnim i południowym nad horyzontem gromadziły się chmury...
... przez które jednak niestrudzenie przebijało się rozgrzewające marcowe słońce...
... rysując na śniegu cudowne zimowe obrazy.
Choć trudno było przestać robić zdjęcia, udało nam się jednak zmobilizować i wyruszyć w dalszą wędrówkę.
Las...
... i słońce nie szczędziły nam fotograficznych inspiracji ;)
Zachwycały też detale, które przyroda chowała dla nas w zanadrzu, w zaciszu świerkowych igieł.
Nie chcę mówić ile lodowatych kropel niespodziewanie wpadło mi za kołnierz kiedy robiłam te zdjęcia...
... ale przyznacie chyba sami, że efekt był wart nie takiego poświęcenia ;)
Następną zachwycającą widokami polanę napotkaliśmy pod szczytem Gancarza.
Cel wędrówki był jednak ciągle kawałek przed nami.
Prowadziła do niego droga przez las...
... która niespodziewanie, z przetartej przez pojedyncze osoby ścieżki, zmieniła się niemalże w autostradę ;)
... prawdziwą highway to heaven ;)
Bezkres nieba, słońce i cudowna, nieskazitelna biel. Nie zagaduję już więcej. Zostawiam Was sam na sam z tym widokiem :)
Szczyt także, choć nie bez żalu, trzeba było w końcu opuścić.
Zainteresowani mogli po drodze zboczyć - czarnym na Jagódki (!) ;)
Ale uwaga, rosną tam żarłoczne drzewa ;)
Dlatego też my skierowaliśmy się jednak prosto do schroniska...
... gdzie wśród istot żywych napotkaliśmy też i takie :)
Gdy wychodziliśmy w drogę powrotną słońce chyliło się już ku zachodowi. Zachody najlepiej kontempluje się w ciszy, tak więc znów na jakiś czas zamilknę...
Na koniec zwrócę tylko Waszą uwagę na szczyt Babiej Góry, która z rana kryła się za chmurami, za to wieczorem zaprezentowała się w pełnej krasie...
... oraz na pewną osobliwość, która spotkała nas w drodze powrotnej.
Otóż w sobotę, na żółtym szlaku w kierunku Targoszowa pojawił się dziwny stwór. Udało mi się uchwycić go na zdjęciach.
Trochę przypominał kosmitę, był jednak na tyle lekki, że udało mu się zawisnąć na cieniutkiej gałązce nie łamiąc jej.
Stwór wykazał się zaczepną naturą...
... udało się jednak skutecznie odeprzeć jego atak i szczęśliwie wrócić do domu :)
Trzymajcie się ciepło!
A ja myślałam, że tylko mojego psa ucieszyły te półmetrowe zaspy, które na pożegnanie zafundowała nam zima :)
OdpowiedzUsuńHehe, wygląda na to, że idziemy z Florianem łeb w łeb jeśli chodzi o upodobania ;)
UsuńJak zwykle cudowne zdjęcia. Tęsknie, tęsknie, tęsknie!
OdpowiedzUsuńKasiu droga, za mną tęsknisz...? To może ja przyjadę?
OdpowiedzUsuńA może Ci po prostu góry przywieźć? ;)
Fajnie, ze chociaż jedna osoba się ucieszyła z powrotu zimy :P Ale w takich okolicznościach (i okolicach) zima potrafi zachwycać.
OdpowiedzUsuńMadziu, wygląda na to, że w najbliższych dniach nie braknie mi powodów do radości... ;>
Usuń