Drobne szaleństwo to - na mocy ukutej na tę okoliczność definicji - czyn z pozoru błahy, o znikomej doniosłości, dla przeciętnego człowieka, znajdującego się w analogicznej sytuacji, łatwo dostępny; działanie o chybotliwej proweniencji, oparte o niegdysiejsze, zadawnione plany, wzmocnione nagłymi impulsami i niespodziewanymi zwrotami akcji; podjęte z nagła, w sposób spontaniczny; źródło dobrych emocji i pozytywnych przeżyć; (czasami) brzemienne w skutki.
Pierwszym drobnym szaleństwem A.D. 2014 był jednodniowy wyskok do Warszawy. Wszakże, jak wiadomo...
Tezy o powszechnej, praktycznie nieograniczonej dostępności jednodniowych wyskoków z Krakowa do Warszawy mam nadzieję nie muszę specjalnie popierać argumentami. Nad zadawnionymi planami rozwodzić się nie będę. Dodam natomiast, że nagłym impulsem była wiadomość od Katarzyny K. o jej planowanym w mieście stołecznym koncercie. Dodatkowym wzmocnieniem była piosenka zasłyszana w radiu w przeddzień wyjazdu. Jej tekst połączył się w mojej świadomości bardzo ściśle z osobą Katarzyny... ;)
Dobrych emocji i pozytywnych przeżyć nie zabrakło - zarówno na fantastycznym koncercie jak i podczas późniejszego spotkania po latach.
***
Post czeka w fazie edycji mniej więcej od połowy stycznia (zawsze znajdzie się coś pilniejszego niż blog). Tym razem postanowiłam nie przedłużać sprawy o kolejny tydzień, bo drobne szaleństwa powoli ustawiają się w kolejce... ;)
A zatem możecie być pewni, że ciąg dalszy nastąpi. Zanim jednak to się stanie, na dobranoc kilka zdjęć z Warszawy - spacer ogarnął swoim zasięgiem przestrzeń między dworcem Warszawa Wschodnia a Parkiem Skaryszewskim. Jeśli chodzi o aurę, było to wyjątkowo czarno-biały dzień...
Perspektywa drogi mlecznej uczy dystansu :-).
OdpowiedzUsuńZgadzam się, choć pewnie nawet z perspektywy Drogi Mlecznej widać pewne... ekhem... różnice między Warszawą i Krakowem ;)
OdpowiedzUsuń