Kilka dni temu bardzo poruszyła mnie wiadomość o wypadku polskiego jachtu na Morzu Norweskim. S/Y Rzeszowiak stracił maszt podczas sztormu, na Wieczną Wachtę odszedł zastępca kapitana.
Dlaczego akurat to wydarzenie dotknęło mnie szczególnie wśród wielu tragicznych doniesień, w które niestety obfituje nasza codzienność?
Może dlatego, że trasę rejsu znaczyły miejsca, do których sama chciałabym kiedyś dopłynąć? Może dlatego, że Wyspy Owcze, u wybrzeży których doszło do wypadku, mają w sobie to coś, co mocno ciągnie mnie w tamten rejon świata? Wreszcie, być może dlatego, że Rzeszowiak to jacht z Podkarpacia: regionu, który - choć to bezapelacyjnie najbardziej oddalony od morza zakątek Polski - jest mi szczególnie bliski.
Pod wpływem refleksji nad losem tych, którzy tracą życie, oddając się swej pasji, sięgnęłam do zakurzonego już trochę folderu z kolekcją szant i do tych pieśni morza, które zostały poświęcone tragicznie zmarłym.
Przede wszystkim Mona
... która doczekała się także polskiej wersji.
A także Requiem dla nieznajomych przyjaciół z s/y Bieszczady
Na zakończenie coś, co może dać pewne wyobrażenie o sile żywiołu. Jako akompaniamentu można posłuchać tej pieśni. Uważam, że bardzo pasuje jako podsumowanie moich refleksji.
A na koniec [*] wszystkim tym, którzy odeszli na Wieczną Wachtę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz