Trochę się boję jechać do Krosna, nie opublikowawszy wcześniej pewnych zdjęć... ;) A zatem, nim zrobi się za późno i w ostatniej chwili braknie czasu, wracam do trzeciej dekady marca, kiedy to w towarzystwie dwóch Ann... Anien? ;) wyruszyłam na krokusowe łowy.
Żeby nie było niedomówień, wspomniane Anny krakusami nie są ;) To była małopolska wyprawa w wyjątkowo podkarpackim gronie.
Mam nieodparte wrażenie, że owego dnia co najmniej połowa mieszkańców miasta usytuowanego wokół Wawelu ruszyła na podbój Zakopanego - co szczególnie dotkliwie odczułyśmy w drodze powrotnej, próbując zdobyć w Nowym Targu nie-koniecznie-siedzące miejsce w środku lokomocji zmierzającym do Krakowa.
Podejrzewam także, że co najmniej połowa tej połowy popędziła owczym - niekoniecznie słusznym, nawet jak na podhalańskie warunki - pędem w kierunku Doliny Chochołowskiej. Był wszakże sezon na krokusy.
I podczas kiedy ~ 20 km na południowy zachód, w Dolinie Chochołowskiej, tworzyły się korki turystów i nie było widać gór spoza ludzi (tak oceniam sytuację z perspektywy swoich 158 cm ;), my weszłyśmy na Turbacz przez znaczną część dnia nie napotykając żywej duszy, kulminacji ruchu turystycznego doświadczając dopiero w okolicach szczytu.
Jak to się stało? Otóż pisząca do Was te słowa krzywo spojrzała na mapę, pomyliła Długą Polanę z Długą Halą, która to pomyłka wyszła na jaw dopiero w drodze do Łopusznej (która, w przypadku nie zaistnienia pomyłki, powinna być drogą do Kowańca). Wypadkową opisanych powyżej okoliczności okazała się wędrówka na Turbacz z Łopusznej niebieskim szlakiem.
Tak, krokusów było tam zdecydowanie więcej niż ludzi ;)
Na szczęście na zdjęciach nie przekwitają ;)
Bez przesady, nie stosuję kar cielesnych za opieszałość w publikowaniu postów!!!!!!
OdpowiedzUsuńNawet dostrzegłam swoją skromną osobę wśród krokusów :)
A bo ja Cię wiem, co Ty stosujesz...? Stawiam na profilaktykę :P Poza tym nie chcę się narażać przed piątkiem ;>
UsuńSłusznie dostrzegasz swą osobę wśród krokusów, pozwoliłam sobie to jedno upublicznić ;)
Za każdym razem, jak oglądam Twoje zdjęcia zastawiam się, czy ten nieziemski efekt to zasługa dobrego aparatu czy wprawnej ręki... a może wrażliwej duszy... PIĘKNIE!
OdpowiedzUsuńKasieńko, obiektywnie (!) rzecz ujmując, dobre zdjęcie jest zapewne wypadkową sprzętu, ręki, duszy, nastroju, warunków atmosferycznych i... odrobiny szczęścia ;)
UsuńCzasem sama dziwię się efektom uwiecznionym w kadrze, kiedy przeglądam zdjęcia po powrocie do domu.
Nasz skromny duet, mój aparat i ja, dziękuje za dowody uznania :)
PS. Mój towarzysz w fotografowaniu wygląda tak: http://www.canon.pl/For_Home/Product_Finder/Cameras/Digital_Camera/PowerShot/PowerShot_SX130_IS/
Bardzo ładne, dziękuję :) Agata
OdpowiedzUsuńAgatko, dziękuję również :)
OdpowiedzUsuńChoć nie mam pewności komu dziękuję... Mam za to pewne podejrzenia ;)